Nawet, kiedy sie nie udaje... II

Bywa i tak, że nie możemy już nic zrobić, że jedyne, co podpowiada nam serce, to ulżyć w cierpieniu... W ciągu ostatniego roku pożegnaliśmy kilka zwierząt, za każdym razem bardzo to przeżywamy, bo chociaż wiemy, że nie mogliśmy zrobić nic więcej, to jednak w głowie mamy też myśl, że nie tak to miało być...

Tolka. Niełatwa, z charakterkiem, ale w naszych schroniskach nie ma zwierzaka, który byłby niczyj. Tolka miała swoich Wolontariuszy, miała też tę najszczególniejszą.... Agnieszka ma serce właśnie do tych niełatwych, skrzywdzonych...To właśnie ona widziała, kiedy z Tolką jest gorzej, kiedy lepiej, bo przecież poza takimi oczywistymi objawami, to bywały też inne spojrzenia, inne zachowanie na spacerach. Nie było łatwo to dostrzec, ale Agnieszka widziała u Toli wszystko...
Tolka miała szpiczaka, koszmarna rzecz. Spróbowaliśmy z chemią, poprawiło się nawet, ale... nie udało się... Psina otrzymała całe morze miłości, czerpała z obecności ludzi ile się dało...
Dziękujemy ogromnie tej szczególnej Wolontariuszce, dla której to było kolejne już w tym roku tak przykre i bolesne pożegnanie...

Bardzo smutno, Brutus odszedł......
Coś jednak "cieszy". Psisko zostało odebrane interwencyjnie, było skrajnie wychudzone, miało otarcia, mieszkało w brudnym kojcu pełnym odchodów. W zielonogórskim schronisku Brutek odżył, nabrał ciałka, dał się poznać jako fantastyczny wielkopies! Czas mijał, nikt go nie chciał... Czas mijał, pies staruszkowiał, zaczęły mu niedomagać stawy, łapki stały się leniwe... I na jego drodze, tak jak na drodze Lozy czy Bajera, stanęła Ona. Ola. Ola dała mu miejsce w sercu, zalała miłością, zawalczyła o mięśnie, potem o wózek... Potem Brutus zamieszkał nie tylko w Jej sercu, ale też w Jej domu, gdzie miał całe stado psów za przyjaciół, a jednocześnie był wyjątkowy i jedyny, jak każdy z nich... I chociaż już potem nie chodził, chociaż potrzebował stałej opieki, to nigdy nikt nie dał mu odczuć, że za dużo pomocy wymaga. Nie w tym domu... Dziękujemy, Olu!

Luis miał chore serduszko, zbierał mu się płyn w jamie brzusznej, zrobił się taki chudziutki, taki słabiutki, ale wciąż tak bardzo cieszył się na każde wyjście z ludźmi na spacer! Codziennie dzielnie maszerował na krótką przechadzkę, nawet przez jakiś czas było lepiej z jego zdrowiem, ale cóz, wiedzieliśmy, że to nie potrwa wiecznie... Nadszedł w końcu dzień pożegnania...

Mikiemu bardzo pomagaliście od pierwszego dnia, kiedy tylko przybył do schroniska. Miał straszny świerzb, mimo koszmarnego upału, wolontariusze i pracownicy przebierali się w grube ochraniacze i w pocie czoła (i nie tylko...) kąpali psiaka. Do tego oczywiście leczenie farmakologiczne. Później zbieraliśmy na leczenie nerek i badania tarczycy, regularnie wspieraliście jego zbiórki, ogromnie jesteśmy Wam wdzięczni... Miki nie był najmłodszy, zdrowie niedomagało, niestety nie znaleźliśmy dla niego domu, odszedł w schronisku, ale zegnały go osoby, dla których był ważny...

 Melta mieszkała w schronisku całkiem długo, jak na kota. Grzeczna, całkiem śliczna, szara tygryska, niestety nigdy nikt nie chciał jej zabrać do domu na zawsze. Kotka miała chore nerki, regularnie była diagnozowana, leczona, ale cóż, niewydolność nerek ma to do siebie, że postępuje nieubłaganie... Pożegnaliśmy Meltę, kiedy przyszedł już czas na to. Nie chcieliśmy, żeby cierpiała...

Dobro zwierząt zawsze jest dla nas najważniejsze. To, że nam serca rozpadną się na miliony kawałków, to nic. Najważniejsze, żeby one były szczęśliwe do końca i żeby ulżyć im, kiedy przyjdzie na to pora...

Opublikuj:

Używamy plików cookies (ciasteczek)Używamy plików cookies m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że zgadzasz się na umieszczenie ich w Twoim urządzeniu końcowym.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach


Nie pokazuj więcej